Blackout

Blackout

W portfelu drobna gotówka, bo za większe zakupy przecież wygodniej płacić kartą. W domu wszystkie urządzenia elektryczne zasilane za pomocą kabla wsadzonego do gniazdka z prądem. Jeden pstryk i już mamy światło. W kuchni też coraz więcej osób posiada kuchenki zasilane prądem, sama na taką się skusiłam. Pewnego dnia ten cenny towar, usługa do nas nie dociera. Wydaje się nic wielkiego, nie pierwszy raz zabrali prąd. Nie pierwszy i nie ostatni. Zaraz wszystko wróci do normy. Problem pojawia się w momencie, gdy brak tego prądu staje się coraz dłuższy i nie chodzi tutaj o dzień czy dwa. Przez ile czasu współcześnie człowiek tak mocno uzależniony od prądu jest w stanie przetrwać, gdy go straci. Czy po kilku dniach będziemy już przerażeni i zagubieni w tej nowej sytuacji, a może kilka tygodni nie jest dla nas większą przeszkodą? Tutaj nasuwa mi się pytanie: Czy jesteśmy przygotowani do takiej sytuacji?  Muszę z przykrością stwierdzić, że trochę słabo wypadłam w tej analizie.  Pewnie dalej żyłabym w błogim przekonaniu, że mamy XXI wiek i prąd to taki standard jak tlen, którym oddycham. Takiego dobra nie zabraknie. Moje podejście do tego tematu trochę się zmienia po lekturze książki Marca Elsberga „Blackout”.

Strasznie nakręciłam się na tę książkę. Biorąc ją do ręki liczyłam na trzymającą w napięciu, pełną zaskakujących sytuacji powieść, która porwie mnie tak, że będę chciała poświęcić ukochany sen, aby ją przeczytać. Jakie było moje rozczarowanie, gdy stopniowo mój entuzjazm topniał. Początek całkiem dobrze. Dowiadujemy się, że w większej części Europy ludzie zostają pozbawieni prądu. Nic wielkiego zdarza się, za chwilę wszystko będzie ok. Mija jeden dzień, drugi. Powolutku zaczyna się zapalać czerwona lampka, że to chyba nie jest taka zwykła awaria. Autor poprawnie obrazuje nam w jakich dziedzinach naszego życia i prywatnego i publicznego zaczyna być odczuwalny brak prądu. Jednak ciągle brakuje tego budowania napięcia, chęci połykania kolejnych stron, żeby dowiedzieć się co dalej. Większość kwestii jest wielokrotnie wałkowana i powtarzana, co mnie bardzo męczyło. Wszyscy zrozumieli, że nie można było spuścić wody w toalecie, nie trzeba tego pisać co 10 stron.

Nasz bohater, który jest hakerem ma pewne przypuszczenia jeśli chodzi o przyczynę awarii. Początkowo nie jest w stanie odnaleźć przychylnej osoby, której jego teoria wydałaby się możliwa. Czy realnym jest, żeby taka awaria była celowym działaniem ludzi? Kto i po co miałby się czegoś takiego podejmować?  Z czasem jednak zostaje poproszony o pomoc i wspólne rozwiązanie problemu. Nie chętnie, ale przyjmuje wyzwanie. Gdyby wiedział jaki obrót nabierze ta współpraca pewnie nigdy by się na nią nie zgodził.

Czytając „Blackout” ciągle czekałam na te „WOW”, moment rozkręcenia się akcji. Muszę z przykrością stwierdzić, że się nie doczekałam. Według  mnie ciągnęło się okrutnie. Książka liczy około 800 stron, to co zostało opisane można było zmieścić na 400 stronach. Gdy czytałam opis, byłam bardzo pozytywnie nakręcona na nią. Bardzo ciekawy temat na książkę, jednak wykonanie już mi tak nie przypadło do gustu. Straciłam przez nią około 3 tygodnie, ponieważ nie lubię czytać kilku książek jednocześnie, a po nią kompletnie nie chciało mi się sięgać. Pod przymusem ją dokończyłam, ponieważ ciągle liczyłam, że wreszcie zostanę wciągnięta. Nie udało się.

Sytuacja opisana w książce to na szczęście fikcja. Tylko tutaj pojawia się pytanie, czy ta fikcja mogłaby kiedyś stać się rzeczywistością. Miejmy nadzieję, że nie. Sami owszem możemy się przygotować do takiej sytuacji w lepszym lub gorszym stopniu. Niestety myślę, że nie jesteśmy świadomi wszystkich zagrożeń i ograniczeń jakie mogą być spowodowane tak długim brakiem prądu. Problemem nie jest tylko brak światła wieczorem. Autor „Blackout” przedstawia nam, że skutki mogą być o wiele gorsze.  Na wszelki wypadek wolę mieć trochę zapasu świeczek, zapałek i żywności.

Jedna myśl w temacie “Blackout

Dodaj komentarz